MOJA ROSJA – DO CZEGO NIE UMIEM SIĘ PRZYZWYCZAIĆ

Tekst pochodzi z blogu Polki mieszkającej w Rosji

Wtajemniczeni wiedzą, że musiałam wrócić do Polski. Co nie oznacza, że jeszcze nie będę mieszkać w Rosji, a już na pewno będę do niej wracać. I wracam. Jednak są pewne rzeczy, do których nigdy się nie przyzwyczaję… Ten post piszę w ramach kolejnego projektu Klubu Polek na Obczyźnie i jest on ponownie dedykowany akcji Przemka Skokowskiego „Autostopem dla Hospicjum”. Wczoraj post napisała Ola, o Berlinie 5 niewiarygodnych utrudnień życia w Berlinie (tytuł ja zmieniłam). Nie mogłam uwierzyć, że w Berlinie nie można płacić kartą kredytową! W Rosji to codzienność, no powiedzmy, nie w każdej zapadłej wiosce, ale w stolicy!

A w Rosji nie mogę się przyzwyczaić do…

 

Korek na Kałużskom Shosse

1. Korków – tak, korki wygrywają ranking. Korki występują w każdym większym mieście Rosji, a w Moskwie – po prostu na potęgę. Kiedy zamieszkałam w Nowej Moskwie niedaleko Wnukowa, bywałam szczęśliwa, dostając się z pracy do domu w ciągu 2 godzin. Opisywałam moją drogę przez mękę szczegółowo … Rano, żeby dostać się na 09.00, wstawałam o 5.00. Wówczas byłam w biurze na 08.00. Gdybym wyjechała później niż o 6.00, stawiłabym się w pracy dopiero po 11.00…Słusznie mi Ałła wróżyła, że długo tak nie pociągnę. Próbowałam różnych kombinacji z metrem, elektryczką i autem, na nic. Korki zawsze mnie przechytrzyły. Co ciekawe, Rosjanie zdają się je traktować ze stoickim spokojem. Podobno są limuzyny z całym biurem w środku, żeby biznesmeni nie tracili czasu. I mobilne ubikacje, bo to poważny problem. Zwłaszcza przy powrotach z dacz. Ja bym chyba zrezygnowała z daczy pod Moskwą, gdybym musiała jechać na nią co piątek 8 godzin i tyle samo poświęcić w niedzielę na powrót. A jednak oni jeżdżą i to wytrzymują. Dlatego, kiedy stoję w krakowskim korku na Opolskiej na przykład w piątek, to się śmieję. Co wy wiecie o korkach… Za to metro w Moskwie jest super! I jeden bilet na wszystko za, aktualnie, 2 złote.

 

Spokojnie, wejdą wszyscy

2. Szalonych marszrutek z ich szalonymi kaukaskimi kierowcami. Drugi punkt też wiąże się z komunikacją. Marszrutki czyli mikrobusy, prowadzone przez Azerów, Ormian czy innych przedstawicieli nacji Górnego Kaukazu, to wielka wygoda, a zarazem niebezpieczeństwo. Często w opłakanym stanie, z rozbitymi szybami przednimi, rozklekotane, biorą przepisową liczbę pasażerów plus tylu, ilu się zmieści na stojąco lub kucąco. Jadą bez przestrzegania podstawowych przepisów drogowych, żeby tylko zdążyć. Czasem kierowca włączy sobie na pełny regulator cudownie denerwujące muzułmańskie zawodzenia. A czasem w lewej ręce trzyma papierosa, w prawej komórkę. Spokojnie, kolanem podtrzymuje kierownicę. Marszrutek jest zawsze za mało w stosunku do popytu. Myślałam nawet, że to byłby dobry biznes. Wcale nie taka duża inwestycja w 2-3 busiki, szybko zwróciłaby się. Jednak wybito mi to z głowy, bo marszrutkowy biznes jest opanowany przez kaukaskie mafie i nie do ugryzienia, tym bardziej przez Polkę.

 

Zima zła

3. Pogody. Tak, tak, rosyjskie zimy są słynne nie bez powodu! Wszyscy wiemy, jak skończyły się najazdy napoleońskie lub kampania zimowa Wehrmachtu. Najgorsze dla mnie to nie przetrwać te zimy, tylko brak wiosny i bardzo krótka, choć piękna, jesień. No dobrze, zdarza się upojny zapachem bzów maj (tylu bzów, co w Moskwie w maju, nie widziałam nigdzie), ale jeszcze w kwietniu człowiek się kuli od przenikliwego wiatru ze śniegiem, a już w czerwcu włącza klimatyzator, jeśli tylko jest dostępny. 2015 rok przesadnie podkreślił charakter tego kontynentalnego klimatu – jeszcze pod koniec września chodziliśmy w spodenkach i sandałach po ulicach, a teraz, po 2 tygodniach, pada śnieg. Nie mówiąc już o północnych regionach. W Syktywkarze w marcu szłam z lotniska w jakby tunelu pomiędzy wyższymi ode mnie zwałami brudnego śniegu. W Moskwie śnieg się teraz wywozi i przybysze z Kaukazu, na których się utyskuje, sprzątają każdy zaułek. W regionach wszystko na żywioł, zależnie od tego, kto rządzi.

4. Pesymizmu, defetyzmu i braku walki o swoje we własnym kraju. Rosjanie są patriotami. Rosjanie popierają swojego prezydenta, chociaż nie wszyscy go kochają. Umówmy się, ktokolwiek by nie był prezydentem Polski, gdyby naskakiwali na niego wszyscy z zagranicy, to też stanęlibyśmy za nim murem. Tak samo w Rosji. Nikt nie będzie za Rosjan decydował, co jedzą ani kogo wybierają (szczególnie, jeśli nie ma dobrej alternatywy). A prezydent młody, sprawny, spektakularny i charyzmatyczny. No to zaciśniemy zęby i przetrwamy, jak już nieraz w dziejach. W razie czego- Rosjanie dadzą z siebie wszystko, jestem pewna. Ale na co dzień… Albo wychodzi ze mnie typowy polski buntowszczik, albo… ja czegoś nie rozumiem. Rosjanie na ogół godzą się ze wszystkimi absurdami w życiu codziennym. Utyskują na biurokrację i łapownictwo, ale nic z tym nie robią. Odsyłanie od Annasza do Kajfasza w kolejkach w urzędach? Trudno, trzeba widocznie wziąć urlop, żeby mieć czas odstać swoje. Inna cena na kasie niż na metce? Widocznie zdążyła się zmienić. Dziwaczne i bezsensowne wymogi szefa w pracy? Przecież nie będziemy mu tłumaczyć, od tego on szef, żeby decydował. Itd. Na mnie patrzono z politowaniem, kiedy próbowałam argumentować, że zgodnie z logiką i interesem to lepiej może tak… – Natasza, u nas to inaczej się załatwia. Wracałam kiedyś z moim wielkim szefem w rosyjskiej korporacji z delegacji. Był zmęczony, wyczerpany. Również mną i moją postawą nastawioną na zmiany. – Natasza, może ja bym i chciał tak jak Ty. Ale tak nielzia, tak nie przyjęte. Wróć do życia rodzinnego, ciesz się czasem wolnym, jeśli możesz. Tu – Rossija, a nie Zachód.

 

Miłość na zabój

5. Brak myślenia o jutrze. I to najpoważniejsza rzecz. Wyartykułowały ją Joanna i Malwina w komentarzach do poprzednich postów. One dłużej mieszkają w Rosji i znają to na wylot. A ja dzięki nim uświadomiłam sobie, że to najgorsza cecha rosyjskich kochanków, mężów i ojców. Potrafią być wspaniali, adorować kobietę jak nikt inny, a za dziećmi wskoczą w ogień. Jednak niekoniecznie myślą o przyszłości, wydając kasę na restauracje, kwiaty, tysiące pluszowych miśków… Nie chodzi zresztą tylko o kasę, oni kompletnie nie dbają o swoje zdrowie i życie. Jakoś to będzie. Może będzie wojna albo potop, więc żyjmy dniem dzisiejszym! Ja zresztą też już tak zaczynałam myśleć. Aż mieszczański Kraków mnie znowu trochę otrzeźwił

Jesienny projekt Klubu Polki na Obczyźnie dedykujemy akcji „AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM” – Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Brakuje jeszcze 35 tys. zł. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą. 

źródło: www.polka-blog.ru

Skomentuj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0:00
0:00
Scroll to Top